Był bardzo ciepły koniec września,
świeciło słońce. Wtedy właśnie powstał Jan. Na początku był
żołędziem, który spadł z drzewa – matki. Zagrzebał się obok
w ziemi i czekał. Bardzo szybko zaczął rosnąć i uczyć się
świata. Rozglądał się dookoła poznając swoją okolicę,
zwierzęta i owady. Zadzierał do góry liście, aby poczuć niebo.
Wypuszczał w głąb korzenie, poznając warstwy ziemi, jej chłód,
ciemność i wilgoć. Jan uwielbiał najbardziej dwie rzeczy –
pierwsza z nich to deszcz. Kochał krople deszczu uderzające w
niego...A druga - to ptaki, które w nim zamieszkiwały. Im Jan był
starszy, tym więcej ptaków przysiadało na nim, łaskocząc
delikatnie pazurami i piórami jego korę. Teraz Jan miał już 100
lat i właśnie stał się dorosły. Kochał swoje życie w lesie.
Pory roku przemijały, a on rósł i ciągle się rozwijał. Był
silny, mądry i spokojny. Jan bardzo był związany z niebem,
obserwował chmury i gwiazdy, a wiatr plątał jego liście. Był
także związany z ziemią, bo stamtąd czerpał siły witalne i
minerały, aby się rozwijać. Rósł i rósł, a czas mijał. Jan
miał już 400 lat, ale nie liczył czasu przecież.
Pewnego dnia Jan obudził się skoro świt z przeczuciem, że czeka go coś zupełnie nowego. Nie mylił się. Pojawili się ludzie z siekierami i postanowili go ściąć. Jan troszkę się tego obawiał na początku, zdążył pożegnać się ze swoimi towarzyszami – ptakami i już leżał ścięty na wozie , a ludzie wywozili go z lasu. Ludzie zawieźli go do stolarza; tam został pocięty. Stolarz formował Jana ponad miesiąc. Tu mu coś przyciął, tam polepił...Dopiero pod koniec tego procesu Jan zorientował się, że teraz jest stołem.
Postawiono go w dużym pokoju, w dużym domu, pełnym ludzi i dzieci. Jan rozglądał się ciekawie dookoła. Siadały przy nim całe rodziny i spożywały posiłki. Odbywały się przy nim poważne rozmowy i zabawy dzieci, a Jan brał udział w tym całym życiu ludzkim, stojąc jako stół w centralnym miejscu domu. Bywał też świadkiem potajemnych rozmów młodych zakochanych i brał udział w dyskusjach politycznych. Ależ to było fascynujące doświadczenie)) Wokół Jana zawsze coś się działo, zawsze było głośno. A on stał, prawie tak dostojnie ,jak w lesie. Uwielbiał to życie wśród ludzi. A ile razy brał udział w przyjęciach, sam policzyć nie zdołał. Tak oto minęło kolejne jakieś 200 lat. Janowi w tym czasie spróchniały nogi i nie czuł się już najlepiej. Ludzie chyba to zauważyli...Jan znowu miał to przeczucie, że czas na zmiany.
Pewnego dnia Jan obudził się skoro świt z przeczuciem, że czeka go coś zupełnie nowego. Nie mylił się. Pojawili się ludzie z siekierami i postanowili go ściąć. Jan troszkę się tego obawiał na początku, zdążył pożegnać się ze swoimi towarzyszami – ptakami i już leżał ścięty na wozie , a ludzie wywozili go z lasu. Ludzie zawieźli go do stolarza; tam został pocięty. Stolarz formował Jana ponad miesiąc. Tu mu coś przyciął, tam polepił...Dopiero pod koniec tego procesu Jan zorientował się, że teraz jest stołem.
Postawiono go w dużym pokoju, w dużym domu, pełnym ludzi i dzieci. Jan rozglądał się ciekawie dookoła. Siadały przy nim całe rodziny i spożywały posiłki. Odbywały się przy nim poważne rozmowy i zabawy dzieci, a Jan brał udział w tym całym życiu ludzkim, stojąc jako stół w centralnym miejscu domu. Bywał też świadkiem potajemnych rozmów młodych zakochanych i brał udział w dyskusjach politycznych. Ależ to było fascynujące doświadczenie)) Wokół Jana zawsze coś się działo, zawsze było głośno. A on stał, prawie tak dostojnie ,jak w lesie. Uwielbiał to życie wśród ludzi. A ile razy brał udział w przyjęciach, sam policzyć nie zdołał. Tak oto minęło kolejne jakieś 200 lat. Janowi w tym czasie spróchniały nogi i nie czuł się już najlepiej. Ludzie chyba to zauważyli...Jan znowu miał to przeczucie, że czas na zmiany.
I tak się właśnie stało, ludzie
zabrali go z domu, w którym spędził te wszystkie szczęśliwe
lata. Porąbali go na kawałki i wrzucili do pieca. Teraz palił się
i dawał ludziom ciepło...ale to nie wszystko. Jan nagle poczuł, że
jakaś nieznana siła pcha go przez wąski otwór do góry, a on leci
jak szalony. I nagle wszystko stało się jasne!! Jan przeleciał
przez komin i stał się dymem. Był taki lekki, taki wolny,taki
radosny. Nie mógł nawet opisać tego , co czuje...Jako dym polatał
chwilę nad okolicą, a potem unosił się coraz wyżej i
wyżej....Jako Jan – dym uleciał do samego nieba, i wtedy spotkał
Boga.
- Jak Ci się wiedzie Janie? - spytał Bóg.
-Super. Byłem drzewem i bardzo to kochałem, potem stołem i też było świetnie, a teraz jestem dymem- odparł Jan.- Czuję się wolny i beztroski, jak nigdy dotąd.
- Możesz przysiąść obok mnie na chmurze? -poprosił Bóg.
Jan przysiadł obok Boga, symbolicznie dość, bo przecież nie miał nóg ani tułowia.
- Pomyślałem Janie, że tak bardzo kochałeś deszcz. Może sam chcesz się stać deszczem? - spytał.
Jan był zachwycony tym pomysłem. Za kilka chwil stał się burzową chmurą, popatrzył jeszcze na niebo i nagle jako deszcz z impetem zaczął spadać prosto na las, w którym kiedyś powstał jako żołądź. Ależ to była jazda …
I tak właśnie wygląda prawda o tym, co nazywamy śmiercią. Nie istnieje żadna śmierć, jest jedynie przemiana. Nie możesz umrzeć, nawet gdybyś bardzo chciał. Czeka cię tylko zmiana jednego doświadczenia na inne doświadczenie. Tylko tyle... I AŻ tyle.... :-)
Dorota Wenus
Piękne
OdpowiedzUsuń